Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2017

Powrót do normalności

  Minął prawie rok od mojego pobytu w szpitalu a ja znów tu jestem. Tym razem jednak zabieg ma zupełnie inny charakter. Trzeba naprawić to co się wcześniej popsuło, także trafiłam tu na pierwszy etap tunningu zwanego rekonstrukcją.  I choć znam tu już każdy kąt i w pamięci mam zapisanych wiele niełatwych wspomnień, tym razem czuję się zupełnie inaczej.  Pamiętam strach, który towarzyszył mi podczas wszystkich trzech pobytów. Miałam głowę przepełnioną myślami i nie wszystkie tryskały optymizmem. Jeszcze miesiąc a nawet dwa po chemioterapii z myślami bywało różnie. Obawiałam się, że strach pozostanie już ze mną na zawsze. Będzie czaił się za plecami i pojawiał za każdym razem gdy coś mnie zaboli albo wyskoczy mi podejrzany pieprzyk.... jednak z upływem czasu strach słabnie. Życie zasuwa z takim pędem, że coraz częściej po prostu zapominam o nim. Ostatnio znów doszłam do wniosku że muszę trochę zwolnić. Zdałam sobie sprawę z tego, że już trzeci raz w tygodniu jem obiad

Chemia, chemia i po chemii!

W poniedziałek obchodziłam małe święto. OSTATNIA chemia!!! Pamiętam doskonale kiedy z przejęciem pojawiłam się na pierwszej. Strach przed nieznanym, przed skutkami. Jakiś wewnętrzny bunt i nurtujące pytanie - czy to naprawdę konieczne. Wiadomo, chemia nie ma dobrej sławy. W internecie roi się od artykułów o jej szkodliwości. Dlatego ich nie czytam😊 Skoro poddałam się terapii unikam wszystkiego co poddaje w wątpliwość słuszność mojej decyzji.   Nie rozumiem artykułów, w których wypisuje się, że chemioterapia skraca życie pacjenta i wciska się statystyki o umieralności pacjentów, którzy się jej poddali. A ile przeżył by pacjent, który by jej nie przyjął? Ktoś jest w stanie to podać? Czytałam w pewnej książce, że tak naprawdę jesteśmy w stanie uleczyć się sami, ale też że jeśli na ból głowy bierzemy tabletkę i ona nam pomaga, to mamy je brać ( byle nie za często rzecz jasna)- pomoże nam BO W TO WIERZYMY. Myślę że podobnie jest z chemią. Pomoże tym, którzy wierzą

Dzień Matki

Choć obchodziłam to święto nie po raz pierwszy (konkretnie po raz dziesiąty), tym razem ten dzień był dla mnie zupełnie inny. Przede wszystkim jestem wdzięczna, że mogłam je obchodzić.   Doskonale pamiętam moje myśli z dni kiedy postawiono diagnozę.... Jedna z pierwszych, której nigdy nie zapomnę to ta, że mam małe dzieci, że moja córcia w maju idzie do Pierwszej Komunii. Co to będzie? Miliony myśli, tych czarnych, przewijało się przez moją głowę. Na każdą z nich starałam się znaleźć trzy dobre.   Walka z chorobą to nie tylko operacja czy ciężka terapia. To przede wszystkim walka z umysłem, z myślami. To nastawienie się na pozytywne zakończenie leczenia i nieskończona wiara że się uda i inaczej być nie może.   I choć czasem nie jest łatwo, to warto, bo gra toczy się o wartość najwyższą- o życie.   Od postawienia diagnozy minęło 7 miesięcy. Moje życie przewróciło się do góry nogami po to by zacząć się na nowo. Jestem po trzech operacjach, tymczasowo z jednym cyckiem

Cała prawda o Teściowej....

Każdy z nas wie ile zębów powinna mieć teściowa lub gdzie jest dla niej najlepsze miejsce. Dowcipów o teściowych można znaleźć w necie setki. Skąd się biorą? Często z życia…. Dlaczego jest to tak trudna relacja? Dlaczego wszędzie mowa o teściowych a teść to zwykle spoko gość? Czy aż tak głęboko mamy zakorzeniony stereotyp relacji między żoną a matką syna? Czy teściową w ogóle można lubić? Ja nie mam teściowej. Mam Mamę – a w sumie to dwie. Jedna wychowała mnie, druga mojego Męża. Uważam, że z teściową nie tylko można się lubić ale wręcz się z nią zaprzyjaźnić. I co więcej – warto. Mama mojego Męża jest częścią naszej rodziny. Jest obecna w codziennym życiu moim, mojego Męża i naszych Dzieci. Nie ma ustalonego limitu kontaktów z synem czy wnukami. Nie oburzam się kolejnym telefonem do mnie, do Męża czy wnuków. Zaangażowanie mojego Męża w relację z Mamą odbieram jako jego troskę i oznakę dobrego wychowania i szanuję ich wzajemną potrzebę kontaktu. Szanuję Mamę mojego Męż