W poniedziałek obchodziłam małe święto. OSTATNIA chemia!!! Pamiętam doskonale kiedy z przejęciem pojawiłam się na pierwszej. Strach przed nieznanym, przed skutkami. Jakiś wewnętrzny bunt i nurtujące pytanie - czy to naprawdę konieczne. Wiadomo, chemia nie ma dobrej sławy. W internecie roi się od artykułów o jej szkodliwości. Dlatego ich nie czytam😊 Skoro poddałam się terapii unikam wszystkiego co poddaje w wątpliwość słuszność mojej decyzji. Nie rozumiem artykułów, w których wypisuje się, że chemioterapia skraca życie pacjenta i wciska się statystyki o umieralności pacjentów, którzy się jej poddali. A ile przeżył by pacjent, który by jej nie przyjął? Ktoś jest w stanie to podać? Czytałam w pewnej książce, że tak naprawdę jesteśmy w stanie uleczyć się sami, ale też że jeśli na ból głowy bierzemy tabletkę i ona nam pomaga, to mamy je brać ( byle nie za często rzecz jasna)- pomoże nam BO W TO WIERZYMY. Myślę że podobnie jest z chemią. Pomoże tym, którzy wierzą