Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2016

Droga Przyjaciółko...

Droga Przyjaciółko,  Kiedy dowiedziałam się o złośliwcu przeżyłam szok. Miliony myśli kłębiły się w mojej głowie. Prawdziwa bitwa myśli dobrych ze złymi. Każda wizyta w centrum onkologii, czekanie na badania, wyniki to kolejne kilogramy w dół. Owszem, marzyłam o zrzuceniu zbędnych kilogramów ale zdecydowanie miałam na myśli aktywność fizyczną a nie stres, który temu wszystkiemu towarzyszył.  Wiadomość o chorobie to szok nie tylko dla mnie. Z moją chorobą muszą się zmagać najbliżsi – mąż, rodzice, babcie, przyjaciele i znajomi. Nie wszyscy wiedzą jak się zachować, co powiedzieć. Część znajomych zwyczajnie urywa kontakt. Mimo wszystko mam nadzieję, że dlatego, że trudno jest im się przełamać i nie wiedzą co powiedzieć, a nie dlatego, że i tak za mną nie przepadali . Inni pytają wprost – czego oczekuję. To chyba najlepsza postawa z możliwych. Najbardziej nie lubię współczucia, przerażenia w głosie i lamentu. Nie lubię użalania się nad sobą i kiedy inni mówią mi jaka jest

Złośliwiec

Złośliwiec nie pyta o wiek. O to, czy jesteś matką, czy karmiłaś piersią, czy dbasz o siebie i czy regularnie się badasz też nie. Złośliwiec nie boli i jest podstępny. Jak każdego roku wybrałam się na USG piersi do lekarza. Coś tam sobie wcześniej wymacałam podczas samokontroli, ale że wymacałam sobie „coś tam” już kilkukrotnie – co potem okazywało się „zmianą hormonalną” która pojawia się i znika w czasie cyklu, nie przewidywałam, że tym razem może być inaczej. Lekarz w czasie badania wydał się być zaniepokojony i lekko zdziwiony, że tego czegoś nie było podczas poprzedniego badania. Nie wytrzymałam i zapytałam wprost – czy jego zdaniem to nowotwór. Zamurowało mnie, kiedy twierdząco pokiwał głową. Ale po chwili dodał: proszę się tak nie przejmować, to jest jak GRYPA. Musimy tylko to zbadać, żeby wiedzieć jak leczyć. Z moją „grypą” skierowano mnie do Centrum Onkologii. Zostałam poddana wielu badaniom – prześwietlenie, biopsja, mammografia, ponowne USG. Żeby było zabawnie

Pokochać siebie

Kiedyś w rozmowie z moją Teściową (żeby było jasne – cudowną i bardzo mądrą życiowo kobietą) poskarżyłam się trochę na mojego Męża odnośnie jego władczej i mało empatycznej postawy. Pożaliłam się, że czuję się niedoceniana i że mój wkład i moja praca wcale nie są przez niego dostrzegane a na dodatek – w przypadku jakiegokolwiek niedociągnięcia – surowo ocenia moje wyniki. I wiecie co usłyszałam? Że sama jestem sobie winna. Oczywiście mogłabym się na nią obrazić – bo w końcu to Teściowa – więc nawet wypada :)  Ale…. wiedziałam, że Ona ma rację. Przez lata przyzwyczaiłam mojego Męża do tego, że wszystko jest na tip top a ja zawsze zwarta i gotowa jestem do jego dyspozycji – masz ochotę na wyjście – bardzo proszę – balujemy do rana a potem….. do pracy . W domu porządek, wszystko na błysk, pranie, prasowanie no i oczywiście gotowanie, które uwielbiam. Jego powrót – wielkie święto na miarę Bożego Narodzenia – niezależnie od tego czy to akurat lato, czy zima. No i oczywiście ja – zrobi